Nowomowa

Czyli o języku, którym posługują się wszyscy mówiący i piszący o winie.

A jest to język specyficzny, bo z jednej strony po prostu branżowy, a z drugiej trochę poetycki, co nieco pretensjonalny i czasem ciut wydumany. Często zastanawiamy się, co znaczy wino krągłe, a co pełne, czym jest mineralność, a co autor miał na myśli, że jest pełne ciała.

Na kontretykietach win często pojawiają się informacje, które nic nam nie mówią o smaku wina, a z całego winiarsko-mądrego bełkotu jedyne, co pewne, to może temperatura podania, bo nawet sugestie podania są tak ogólne, że właściwie równie dobrze można kupić inne wino do kurczaka.

Na jakiejś innej kontretykiecie winiarz sugeruje, żeby wino podać z alzacką tartą pieczoną na ogniu (tarte flambée alsacienne). To oczywiście na pewno zachęca nas do kupienia danego wina, bo każdy z nas – jak wiadomo – ma w domu kamienny piec do chleba…

I tak jesteśmy zrażeni, pokonani branżową papką, zmiażdżeni elokwencją i górnolotnym słownictwem mistrzów marketingu, czujemy się mniejsi, słabsi, prowincjonalni i popadamy w melancholię niedowartościowania ludzi mało obytych w wielkim świecie.

BalcluthaAle jest we mnie jedna wątpliwość – jeśli myśliwym wolno mówić o blaskach, kantakach, licówkach czy żmurkach, a żeglarzom o flagsztoku, szocie, czy takielunku, to czemu winomani, nie mieliby używać słownictwa specjalistycznego? Bo nawet dla średnio wtajemniczonych wino musujące z Włoch to zawsze będzie prosecco, lambrusco, czy franciacorta. A powiedzieć, że wino jest bardziej czy mniej wytrawne, kiedy na półkach w małym sklepie  stoi bodaj 400 butelek, to ze wszech miar za mało. Pozwólmy więc winomanom żonglować

Tylko pod jednym postulatem kupująco-początkujących wobec sprzedająco-nadymających się mogę podpisać się ręką i nogą – uprasza się bowiem o mniejsze zadęcie i uprzejmość nie podlaną poczuciem wyższości z lekką nutą przynależności do zaklętych kręgów znawców wina.

 

Udostępnij artykuł